Czekamy na bohatera, który nas uratuje. Czekamy wszyscy. Czekamy w różnych obszarach. Czekamy w polityce, w pracy, w domu, w miłości. Czekamy i wierzymy, że istnieje ktoś taki, kto wreszcie przyjdzie i rozwiąże wszystkie nasze problemy. Tak wreszcie, tak raz na zawsze. A jaki ma być ten nasz bohater? To proste. To ma być ktoś taki, kto wyjaśni, odpowie, zrozumie. Ktoś, kto da poczucie bezpieczeństwa, stabilności i pewności, że „od teraz wszystko już będzie ok”. To ktoś taki, kto powie, że my żadnej zmiany w życiu już nie będziemy musieli się bać. W ogóle już nie będziemy musieli się nigdy o nic martwić. Czekamy aż ten bohater przyjdzie taki cały czysty, biały i nieskazitelny. Najlepiej niech to będzie taki ktoś, komu można ufać zawsze i wszędzie. Ktoś kto nigdy, przenigdy nas nie zawiedzie.
Jakkolwiek byłoby to niezwykle wygodne rozwiązanie, to muszę nas wszystkich zmartwić, że ono ma jedną wadę: jest nierealne. Dlaczego nierealne? Och, a ile macie czasu na wysłuchanie odpowiedzi?
Dlaczego więc, choć racjonalnie wiedząc, że to rzeczywiście nie jest możliwe, lubujemy się w fantazjowaniu o takim bohaterze lub bohaterce? Ano dlatego, że tak jest nam łatwiej żyć. Alternatywa nie jest tak kolorowa. Bo alternatywa wymaga działania. Czyli w alternatywie to my musielibyśmy wziąć odpowiedzialność za swoje życie. A nam łatwiej jest powiedzieć „a co ja mogę” niż podjąć działanie. Łatwiej powiedzieć „no nie mogę, bo mam związane ręce” niż rozwiązać te supły na rękach. Łatwiej powiedzieć „niech inni się tym zajmą” niż samemu włożyć wysiłek w zrozumienie problemu i znalezienie jego rozwiązania.
Jest coś w tej bezradności i bezsilności, co sprawia nam dziką przyjemność. Bezradność ma w sobie jakiś rodzaj uwikłania w swoistą dziecięcą wolność. Kiedy nie mamy sił, chcemy żeby ktoś się nami zajął. Ktoś za nas coś zrobił. Ktoś nas „uratował”. Chcemy, żeby ktoś ogarnął to, co dla nas nieogarnialne. To zjawisko nie dotyczy wyłącznie jednostek. To samo obserwuję w pracy z zespołami. Scenariusz jest ten sam, kiedy coś się dzieje: zmiana, fuzja, restrukturyzacja – wtedy zespoły czekają. Czekają i rozmawiają między sobą, o tym właściwym, najwłaściwszym idealnym szefie lub szefowej, który gdyby tylko się zjawił, to wszystkich by uratował. I tak czekają na tego idealnego kolegę lub koleżankę, która wszystko to, co trudne dźwignie i jak za pomocą czarodziejskiej różdżki zamieni nam dynie w karoce.